To cały czas ten sam dzień. Trochę późno go
rozpoczęliśmy, ale późno też go skończymy. Z granicy do Dubrovnika jest
bardzo blisko i dość szybko nam przeleciał ten odcinek. W
Dubrowniku zrobiliśmy tylko przystanek, aby kupić picie i trochę
odsapnąć. Część z nas nie miała ochoty wejść w starą część miasta, więc
niestety nie chcąc opóźniać przejazdu podporządkowaliśmy się ogólnej
tendencji.
Trochę żal, to przepiękne miasto dobrze że byliśmy tu już
kiedyś. Jedziemy dalej, nasz cel na dzisiaj to okolice Primosten,
około 80 km za Splitem. Niezły kawałek :). Zostawiamy za sobą piękny
Dubrownik i przejeżdżając mostem Franjo Tudjmana
(480 metrów długi),
kierujemy
się na pólnocny zachód Chorwacjii wzdłuż wybrzeża. Jedzie się
wspaniale, może trochę za gorąco ale za to widoki pierwsza klasa.
W Międzyczasie wjeżdżamy na chwilę do Bośni i Hercegowiny
(inaczej się
nie da, ale to tak jak przejazd przez bramki na autostradzie, my nawet
się nie musielismy zatrzymywać). Chorwacja to jednak piękny kraj,
szkoda że ostatnimi laty jest tam coraz drożej. W brzuchach zaczyna już
burczeć, więc w okolicach Opuzenu przy okazji tankowania, zatrzymujemy
się na "małe co nieco" jak mawiał Kubuś Puchatek. Tradycyjna sałatka,
tym razem już nie szopska, a do tego ogromny talerz "meszanego
mesa", litr wody mineralnej i kawa!!!A wszystko za 100 kun, jakieś 70
złotych.Mniam,mniam!!! Polecamy to miejsce, nie jest drogo a smacznie.
To też sprawdzona knajpa z poprzednich wyjazdów. Po
takim żarciu ciężko wsiadać na maszynę, ale trza
jechać dalej.
Przejeżdżamy przez rozlewisko rzeki Neretvy, to bardzo duże zaplecze
hodowli warzyw i wybranych owoców w Chorwacji. Przy drodze masa
straganów ze świerzymi arbuzami, pomidorami i innymi pysznościami.
A my
jak te wielbłądy ciągniemy dalej... kolejny przystanek gdzieś nad
morzem, idziemy się wykąpać bo jesteśmy cali mokrzy od potu. Upał
daje się we znaki. Kąpiel stawia nas na
nogi i pozwala przprać
przepocone ciuchy. Część oddaje się również przyjemności jedzenia :).
Po około godzinnym postoju jedziemy dalej, zaczyna gonić nas czas.
Mijamy po drodze Makarską, Omis, Split , Trogir ... szkoda że do tych 2
ostatnich nie mogliśmy wstapić. Piękne miejsca, ale na szczęście dla
nas, tak jak z Dubrovnikiem, już to
widzieliśmy wcześniej. Zapada zmrok a tu dalej upał jak cholera, coraz
większe muchy i robaki zaczynają rozbijać się o kaski. Czasami to tak
jakby ktoś rzucił kamieniem. W głowach też już od jazdy nie dzieje się
najlepiej. Czas na odpoczynek.
Zatrzymujemy się na malutkim
kampingu za 70 kun od
pary za motor i
namiot. Teraz tylko trza się rozbić i można coś zjeść. Ja jako ten,
który jeszcze nie ma jazdy dość (???) udaję się do najbliższego
miasteczka na zakupy. Tradycyjny zestaw: wino, piwo, chleb trochę
warzyw. Ucztę czas zacząć !!! Jak to wszystko
smakuje po takim
dniu. A
zimne piwo jest jak balsam na zaschnięte gardło :). Wszyscy są
padnięci, Liskowi po wypiciu wina nie za bardzo się chce rozbierać więc
śpi w "mundurku". Ja jeszcze wypalam tradycyjne cygaro, popijając je 3
piwem (litrowym). Teraz możemy iść spać. Żegnamy się tradycyjnym:
"Dobranoc Państwu".