A tak wygladał
kolejny dzień naszych wakacji.....
No i zaczęło się
znowu
:)
Od rana wita nas piękna motocyklowa pogoda.
Najpierw śniadanie w miłych warunkach, potem pakowanie motorów. Jeszcze
jako wdzięczni goście obwozimy "pomocnika" zakonnic na motorze (jest
zachwycony !!!), kurtuazyjne zapytanie o opłatę za nocleg. Siostry
kurtuazyjnie odpowiadają co łaska, więc wrzucamy do skrzyneczek "co
łaska". Wszyscy są zadowoleni. Pożegnalne zdjęcie ze wszystkimi
na tle polskiego kościoła i możemy jechać.
Wszyscy się uśmiechamy :
|
Przed nami trasa
około 350
km. Cel dnia - Mołdawia - największa
baza archeologiczna w tym biednym kraju. Ale przed tym wszystkim
jeszcze
trochę kilometrów po Ukrainie, zanim dotrzemy do granicy.
Graaanicaaa............MAMALYHA
...........nie ma tu nikogo, jeśli nie
liczyć 2
samochodów na mołdawskich numerach, nas i kilku
ukraińskich, znudzonych urzędników. Przyjęcie było bardzo miłe,
jakie ładne motory, a "ile to poleci", i takie tam zagadywanki. Nikt
nie spodziewał się dalszych wydarzeń .... Na początek skrupulatne
sprawdzanie: numer ramy, numer silnika,
prawo jazdy, oczywiście paszporty, itd.. Chyba nie pójdzie nam łatwo. W
końcu pada hasło ze strony celnika:
КТО
У ВАС КОМАНДИР? Cholera, padło
niestety na
mnie! Zamykamy się we trzech w budce granicznej (ja i dwóch celników),
nie ma miejsca aby się
obrócić i dupa prawie zawsze z tyłu. Scena jak z filmów o starych
czasach PRL-u. Głównodowodzący zagaja...wiecie, my tu mamy dużo
papierów, masa formularzy do wypełnienia.
Wieziecie narkotyki? NIE!!! A może diamenty?? NIE!!! Musimy niestety wypełniać dużo
formularzy, a to może
potrwać nawet kilka godzin. Obok drugi celnik udaje, że go nie ma i
wali cały czas w
klawiaturę komputera. No dobra, trzeba wziąść się na odwagę ...zaczynam
i pytam prosto z mostu: Ile? Odpowiedź jest równie szybka co pytanie:
15
dolarów i jedziecie. Jako wytrawny negocjator nie odpuszczam,"nie da
rady, dajemy 5 i nas nie ma". "Nie, nie, nie!!! 5 za trzy motory to za
mało" odpowiada celnik. Dajesz 10 i możecie ruszać. Zgadzam się, targi
zakończone!!! Tradycyjne
uściśnięcie
ręki. Wychodzę z budki, wokół panuje ogólna radość i szczęście. Kurna
raj!!! Wszyscy zadowoleni. Można jechać :) .
PIERWSZY DZIEŃ W MOŁDAWII
Opuszczamy Ukrainę i ...
wjeżdżamy na odprawę mołdawską. Tradycyjna dezynfekcja ... stoimy na
macie nasączonej czymś ????. Jeden
urzędnik wypisuje jakąś karteczkę, kolejny ją zabiera
razem z paszportami ... nie wiadomo o co chodzi. Na szczęście obywa
się bez dodatkowych opłat i właściwie po sprawnej mołdawskiej odprawie
możemy jechać. Jeszcze krótka rozmowa z miejscowym człowiekiem na
temat dróg i jedziemy (generalnie mówi, że nie jest źle, ale trza
uważać na wystepujące czasami dziury).
Pierwsze tankowanie w Mołdawii :
Najbiedniejszy
kraj w Europie - tak mówią i piszą.
Jakoś niczym
szczególnym nie odróżnia się od Ukrainy. Wioski biedne, sklepy z
wiszącą na płotach
odzieżą, sprzedaż
owoców i warzyw przy drodze. Jesteśmy gdzieś w okolicach Edinet, pora
jest już odpowiednia więc zatrzymujemy się na obiad. Ponieważ mamy dużo
konserw,
a nic do nich, jadę do miasta do sklepu po jakieś dodatki: mołdawski
majonez,
pomidory i pomarańcze. W sklepie jak zwykle ogromna sensacja, ale do
tego musimy się już przyzwyczaić. To wszystko zostało popite kawą na
zimno (made in Beata). Teraz chciałoby się zdrzemnąć, ale
trzeba dalej gnać. Przed nami jeszcze kawał drogi. Widoki bardzo różne,
ale uwagę bardzo często przykuwają...całe wioski z dachami z
eternitu...u nas też kiedyś
bardzo popularny materiał budowlany. |
Obiad
|
Dachy
|
Zmiana waluty
|