Z naszego
obozowiska widać szosę, którą własnie podąża biała Dacia. Jakoś tak
dziwnie,lekkim łukiem zmierza w kierunku rowu. No i wjechali do niego,
koło obraca się u góry, nikt nie wychodzi ze środka. Dopiero po jakiś
15 minutach drzwi się otwierają i wychodzi facet.
Rozgląda się, zauważa
nas i od razu idzie w naszą stronę. Prosi aby pomóc im wyjechać z rowu.
Dacia jest tylko trochę
porysowana, ale kierowca to dzisiaj powinien siedzieć w domu. Gość jest
totalnie zalany, w ogóle nie "kuma bazy". Na tylnym siedzeniu jeszcze
jedna pasażerka w stanie wskazującym, ale dużo mniej wskazującym.
Wyciągamy samochód. Magda siadła za kierownice i operuje tym sprzętem,
a my podnosimy samochód żeby złapał grunt. Udało się, zadowoleni z
siebie idziemy do motorów i gdy tam docieramy ze strachem zauważamy że
Magda nie wyprostowała kół w samochodzie!!! A nasz niekumający kierowca
ponownie wsiada...i pełny wigoru... jedynka i cegła!!!!! na pedał gazu.
Reszty można się domyśleć. Ponownie wpada do rowu, jednak chcąc
koniecznie z niego wyjechać jedzie na prawym boku jakieś 10 - 15
metrów, aż do chwili w którj dalszą jazdę uniemożliwił malutki mostek.
Tym razem stwierdzamy, że
już nie będziemy pomagać bo jak wyjedzie to jeszcze kogoś zabije.......